Bezprawie sądu, policji, Szpital nr 4 w Bytomiu, oddział psychiatrii.
Listopad, rok 2022.
Pewnej niedzieli leżę sobie spokojnie w mieszkaniu i odpoczywam.
Otwierają się drzwi do mojego pokoju i zobaczyłem w progu dwóch policjantów. Nawet nie słyszałem pukania do drzwi, dzwonka domofonu – nic.
Domownik ich wpuścił po cichu – jak się później okazało było to tej osobie na rękę gdyż między nami był od dawna konflikt z powodu przywłaszczenia przez tą osobę ponad 75,000.00 PLN mojej renty, która mi się należała i nikomu innemu.
Leżałem na łóżku. Podchodzą do mnie i mówią:
– Michaaał, chodź się leczyć, jedziemy do szpitala…
– Ale jak kto, skąd pomysł że się źle czuje?
– Michaaał, chodź, jedziemy się leczyć.
– Nie.
– Jeśli nie wykona Pan polecenia zostaną wystosowane wobec Pana środki przymusu bezpośredniego!
Zignorowałem.
Powiedział agresywnym tonem głosu, abym wstał.
Wstałem.
I to był koniec.
Zanim doszło do bezprawnego sądu oraz biegłego sądowego – tyska policja też nie była niewinna.
Policjant szarpnął mnie za rękę, obrócił, założył chwyt na szyję i zaczął mnie dusić. Dusił od 5 do 7 sekund, po czym puścił, wziąłem oddech, założył kajdanki jak przestępcy i zaczął wyprowadzać z mieszkania.
Gdy przekroczyłem próg pokoju – straciłem przytomność, padłem jak worek z ziemniakami na podłogę i leżałem na niej w tych kajdankach bez świadomości… subiektywnie około 30 sekund, nie jestem pewny.
Domownika wtedy nie było w moim polu widzenia, schowała się gdzieś w mieszkaniu.
Rozumiesz, własnego syna dać dusić policji po przywłaszczeniu takiej kwoty renty?
Tylko w mojej rodzinie takie kwiatki.
Wyszliśmy z mieszkania. Kochana mamusia założyła nawet buty – żebym spierdalał jak najszybciej.
Jeden z nich mnie prowadził dźwignią – gdy ręce miałem skute z tyłu kajdankami.
Ten jeden został w mieszkaniu z matką.
Byłem poniewierany w skulonej pozycji po schodach, musiałem schodzić w bólu, szarpany, z pierwszego piętra. Musiałem się napinać, aby mi ręki nie wybił ze stawu.
Skurwysyn pytał:
– Dlaczego tak się napinasz?
Po samej tej sytuacji ręka z tyłu, przy łopatce i bark bolały mnie 3 miesiące.
Niebezpieczny przestępca? Chory psychicznie? Nie ma dowodów.
Wrzucił mnie do karetki pogotowia, zapiął w pasy, kajdanki rozkuł.
Nie podano mi podstawy prawnej oraz faktycznej zatrzymania. Nie było podstaw to nie podali. Skurwysyny jebane z komendy policji w tychach.
Podróż na SOR do Górnośląskiego Centrum Medycznego.
Zostałem wywieziony na SOR GCM w Katowicach. Był listopad, było zimno, a ja byłem ubrany na letnio. Do wyziębionej karetki pogotowia mnie tak wrzucili, nawet nie dali ubrać bluzy.
Przywieźli mnie na SOR do Górnośląskiego Centrum Medycznego, zapięli ciasno w mocne pasy magnetyczne. Tam krzyczałem, że gdzie do kurwy nędzy wywiad z lekarzem. Zero reakcji ze strony personelu Szpitala na Ochojcu.
Po kilku godzinach leżenia w pasach, lekkiego snu, bo bezpodstawnie dostałem zastrzyk jakiegoś gówna przyszła baba z personelu, że jadę do innego szpitala.
W karetce pogotowania usnąłem, tylko pamiętam przebudziłem się w nocy, gdzie w karetce nikogo nie było. Stała gdzieś na parkingu, a ja ubrany na letnio przy minusowej temperaturze marznę leżąc zapięty w pasach na łóżku.
Przebudziłem się ponownie gdy karetka wjeżdżała już na szpital. Nie wiedziałem jaki szpital. Wwieźli mnie wtedy na oddział przez piwnicę. Gdy widziałem mrok w wąskim korytarzu pod ziemią z brudnymi ścianami to widziałem przeniknął mnie strach; że mnie tam zostawią zapiętego.
Piździ jak w kieleckim i nie mam możliwości obrony własnego życia. Wiwat psychiatria!
Zostałem wwieziony do jakiegoś gabinetu. Tam uśmiechnięty Wojciech S. – ówczesny ordynator oddziału psychiatrii w szpitalu nr 4 w Bytomiu – z radością zadał jakieś 2 pojebane pytania. Doskonale wiedział, że byłem w szoku, wyziębiony. Insynuował, że mam halucynacje, że mój stan jest poważny. Ja zaprzeczałem.
Zadał trzecie pytanie – nie odpowiedziałem żeby na niego już nie krzyczeć. Jakaś pojebana insynuacja, nie dało się na te pytanie odpowiedzieć poprawnie.
Znowu z tym swoim cwelowatym uśmiechem, tym razem powiedział:
– “sąd się zgadza, aby Pan tu był”.
Personel i lekarze nawet po 14 dniach pobytu na zamkniętym oddziale psychiatrii nie powiedzieli mi gdzie, w jakim szpitalu przebywam, w jakim mieście. Tak wygląda dbanie o zdrowie psychiczne i komfort psychiczny pacjenta po wpierdolu od policji i z bolącą ręką. Nie wiesz gdzie jesteś, nikt z rodziny do Ciebie nie przyjeżdża, nic Ci nie mówią.
Na oddziale – bezprawie sądu czyli przetrzymywanie bez podstaw
Wojciech S. biegły sądowy psychiatrii jest bardzo uśmiechnięty. Pewnego razu bez badania, bez tomografii, EEG i takich tam powiedział po moich adekwatnych co do jego osoby słowach:
– Pan ma zniszczony mózg!
Sąd jakiś śmieszny się niby zgadza abym był fizycznie obecny w dwupiętrowym burdelu Wojciecha S., ale prawda była taka, że przez cały miesiąc nie przyjąłem tam ani jednego “leku”. Odmawiałem. Do 5 razu proponowali “leki” nie mówiąc co mam przyjąć, na jakich podstawach.
Obrałem taki plan działania, że jak już mi insynuują, że przyjechałem tam chory czy doszło do zagrożenia życia lub zdrowia – postanowiłem pokazywać mu codziennie inną chorobę psychiczną, znam ich kilka. Dlatego też leki przy następnych propozycjach zmieniały się.
Po wyjściu.
Byłem tam przetrzymywany 2 miesiące – w tym miesiąc bez leków.
Brak podania podstawy prawnej oraz faktycznej przez psiarza z komendy milicji w Tychach, duszenie, sponiewieranie po schodach – naruszenia nr 1.
Manipulacja przy opieszałym badaniu, przetrzymywanie mnie bezprawnie na terenie Szpitala Nr 4 Bytomiu – naruszenia nr 2.
Obiecałem sobie, że kurwom nie popuszczę.
Wyszedłem dzień przed wigilią lub w dniu wigilii. Nabrałem sił i napisałem skargi wszędzie gdzie się dało – na psiarza z komendy miejskiej milicji w Tychach oraz na uśmiechniętego Wojciecha S.
Bezprawie sądu – sprawa o zasadności przyjęcia.
Toczyła się sprawa sądowa o zasadność przyjęcia na oddział. Orzeknięto na moją niekorzyść. Wielki, a na pewno również uśmiechnięty sąd stwierdził, że zaistniało zagrożenie życia lub zdrowia.
Wyrok zapadł tylko i wyłącznie z powodu przekręcenia nie tylko moich słów ale sytuacji: będąc na oddziale w szpitalu nr w Bytomiu spytałem uśmiechniętego Wojciecha S. – czy jestem tutaj dlatego bo spaliłem kilka dokumentów na balkonie w nocy?
Sąd powołał się na słowa Wojciecha S. – “robił ognisko na balkonie”.
Odwołanie od wyroku – nie przyjęte.
Bezprawne działania tyskiej policji – czynności sprawdzające.
Komendant milicji w Tychach rzekomo wszczął postępowanie wyjaśniające z powodu mojej skargi na jego psiarza.
Nie wykryto naruszeń, nie wykryto przekroczenia uprawnień.
Czyli mogą przyjechać w każdej chwili, dusić obywatela Rzeczypospolitej Polskiej, zapiąć go w kajdanki i poniewierać po schodach – bez podania podstawy prawnej i stanu faktycznego.
A własna matka jeszcze wtedy ubiera Tobie buty żeby Ciebie jak najszybciej wynieśli bo śmiałeś jej wypomnieć, że przywłaszczyła Twoją rentę na znaczną kwotę.
Postępowanie sprawdzającego biegłego sądowego psychiatrii, ordynatora Szpitala nr 4 w Bytomiu
Ta cała uśmiechnięta rada ds. biegłych sądowych, czy jak ta instytucja się nazywała – wszczęła postępowanie wobec Wojciecha S.
W oświadczeniu na piśmie przeczytałem:
“Pana pismo było impulsem do przeprowadzenia działań sprawdzających”.
Za moment zdanie, takiego samego przykrego, uśmiechniętego człowieka:
“jednak nie wykryto naruszeń, Pan Wojciech S. doskonale wiedział dlaczego Pan się tam znalazł”.
!!!
To może by się ta pizda podzieliła informacją?
Brak wyjaśnień.
Obywatelu Rzeczypospolitej Polskiej…
Z Tobą mogą zrobić to samo.
Oczywiście zrobiłem zdjęcia, w jakim burdelu przyszło mi być przetrzymywanym dlatego zachęcam do obejrzenia fotorelacji:
https://hudhatman.pl/szpital-psychiatryczny-w-bytomiu-prawdziwy-obraz-jakosci-systemu-psychiatrycznego/
Teraz uśmiechnięty Wojciech S. został sławny.
Imienia i nazwiska milicjantów nie poznałem do dzisiaj. Sam komendant ich chroni.